niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 7


Po obiedzie wybrałam się z Willem i Anabele na specjalną salę treningową. Była dosyć spora. Na podłodze był ciemny wypolerowany parkiet. Pod ścianą stały dwie drewniane ławeczki, a obok nich dwie zgrzewki wody mineralnej. Pod ścianami były ustawione wysokie drabinki sięgające do sufitu. W rogu sali leżały cztery materace, obok nich stały trzy duże metalowe kosze. W pierwszym z nich były podłużne grube kije, wielości ok 250 cm, w drugim koszu były miecze z długimi ostrzami. Nie mogłam zobaczyć co było w trzecim koszu, jeśli coś tam było, to napewno było coś małego. Sala była w odcieniach srebrnego i przy karzdym kącie była metalowa belka sięgająca od podłogi, aż po sam sufit. Trening miał trwać około dwóch godzin. Na salę weszli także Izabele i Johnatan ubrani na sportowo. Wyglądali dziwnie, ale pochamowałam uśmiech i spokojnie usiadłam na jednej z ławeczek. Założyłam nogę na nogę i przypatrywałam się co mają zamiar wykonywać. Zaczęli od rozgrzewki w postaci biegów z różnymi ćwiczeniami. Po rozgrzewce ustawili się jakieś 150 cm od ściany w jednej lini, stali od siebie w idealnych odstępach. 

-3!- Zaczął liczyć Johnatan. Cała czwórka zgjęła kolana-2!- Ich ręce ułożyły się wzdłóż ciała- 1!- Wykrzykną. Wszyscy energicznie odwrócili się twarzą w stronę w stronę ściany, w tym samym momencie wykonali skok prosto na ścianę, z ogrmną siłą odbili się od niej jedną nogą. Obrócili się w powietrzu i z ogromnym hukiem wylądowali w połowie sali. Wszystko wyglądało oszałamiająco. Jak to zrobili?

-Dobrze- Oznajmił lekko zdyszny Johnatan. Anabele uśmiechnęła się i przybiła piątkę z Willem. Energicznie otworzyły się drzwi i do środka weszła smukła blodynka. Miała falowane włosy i mocno pomalowane oczy. Wyglądała bardzo ładnie. Czarne rurki z wysokim stanem opinały jej nogi, do  tego czarne air force i biały luźny T-shirt. Dziewczyna zjechała mnie złowrogim wzrokiem.

-Co ona tu robi?- Zapytała donośnym tonem. Widać było że moja obecość jej nie odpowiada. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i ciężar ciała przeżuciła na prawą nogę.
-Siedzi, nie widzisz? Trzeba ci okulary kupić lalusiu?- Dogryzła Anabele. Will zaśmiał się. Na twarzy blondynki pojawił się nie przyjemny grymas. 

-Anabele, uspokuj się- Nakazała jej Izabele. Blondi zaśmiała się pod nosem- Miło cię widzieć ponownie Tatiano- Kobieta zwróciła się do Blondynki. Ta rzuciła krótkim "yhym" i wlepiła wzrok we mnie. Izbele zpochmurniała- Widziałaś się może ze swoim bratem?- Zapytała uprzejmie, a przynajmniej się starała. Widać było że nie przepadała za nią. Johnatan przyglądał się Tatianie z politowaniem. 

-Nie, nie widziałam go- Odpowiedziała- Zadam jeszcze raz to samo pytanie. Co ona tu robi?- Wskazała na mnie palcem. Spięłam się i wyprostowałam. 

-Tatiano, Nora od niedawna mieszka tutaj. Sprawy skomplikowały się i znalazła u nas bezpieczne miejsce. Nie może mieszkać poza Instytutem, bo czym prędzej ją znajdą- Izabele wyjaśniła. Wzięła głęboki wdech i posłała mi przyjazny uśmiech. 
-Nie zgadzam się, to nie fair. Zniszczy mi życie! Nie rozumiecie tego?!- Wydarła się na całą salę- Nie chcę jej tutaj! Nikt jej tu nie chce!- Wyszła z sali trzaskając drzwiami. Tatiana zachowywała się jak czteroletnie dziecko, które robi wojnęo byle co. Jak niby miałam jej zniszczyć życie? Na sali zapadła łęboka cisza. Spuściłam wzrok w ziemię. Izabele usiadła obok mnie głośno wciągając powietrze.

-Nie przejmuj się nią, zawsze taka jest- Odezwała się. Posłałam jej przyjazny uśmiech i skinęłam głową. Anabele rozmawiała z Willem i Johnatanem. To była jedyna okazja żeby zapytać kiedy wróci Mat. 

-Proszę pani- Zaczęłam. Kobieta skierowała głowę w moją stronę i posłała mi pytające spojżenie- Kiedy wróci Mat?- Zapytałam niepewnie. Końciki ust kobiety uniosły się. 
-Mat wróci za dwa tygodnie, a z tego co wiem to twoja mama przyjedzie już jutro- Oznajmiła. Całkiem zapomniałam o niej. Miałam tyle spraw na głowie. Cieszę się że przyjedzie, tęsknię za nią.

-Wygląda na to że to koniec treningu- Głos zabrał Johnatan. Anabele uśmiechnęła się ucieszona. Izabele skinęła głową i wstała. Uczyniłam tak samo. 
Kolacja minęła w napiętej atmosferze, ponieważ na przeciwko mnie siedziała Tatiana. Zjadłam szybko swoją porcję sałatki, posprzątałam po sobie i wróciłam do pokoju. Poszłam się wykąpać i położyłam się spać. 

-Nora, Nora! Wstawaj śpiochu!- Obudził mnie donośny dziewczęcy głos. Anabel szturchała mnie w biodro. Podiosłam mozolnie głowę i otworzyłam oczy. Oślepiło mnie jasne światło dochodzące z za okien. Spojrzałam błagalnie na Anabele. Zaśmiała się gdy zobaczyła moją zaspaną twarz. 

-Twoja mama będzie tu za 10 minut- Oznajmiła. Zrzuciłam z siebie polarowy koc i stanęłam na równe nogi. Anabele zaśmiała się głośno. Musiałam wyglądać bardzo komicznie, ale nie zwracałm na to zbytniej uwagi. Ruszyłam do łazienki. Jakieś 5 miut byłam przebrana i ogarnięta. Anabele siedziała na jednym z foteli, na których nie dawno spał jej kot. Wstała z fotela kiedy zobaczyła że kieruję się w stronę drzwi do pokoju. 
Zeszłam szybko po kamiennych  schodach. a dole stała już Izabele i Johnatan. Obok nich stał Will. Przywitałam się z nimi i podeszłam do Izabele. 

-Cieszysz się?- Zapytała cicho.

-Tak, i to bardzo- Posłałam jej lekki uśmiech i wzrokiem powędrowałam na ogromne drzwi. Były mosiężne, wykonane z drewna. Drzwi pokrywała imitacja pnącz i liści wykonanych z żelaza. Wyglądały oszałamiająco. Na dół zeszła Tatiana. Stanęła w drógim rogu korytarza i wpatrywała się w podłogę. Miała oburzony i obojętny wyraz twarzy. Nie przejmowałam się nią. Usłyszłam dźwięk otwieranych drzwi i lekkie skrzypnięcie, które rozeszło się echem po korytarzu. Moje serce zaczęło bić szybciej. Nie potrafiłam pochamować uśmiechu. Byłam szczęśliwa że zobaczę mamę. Ujżałam smukłą sylwetkę mamy. W ręce trzymała dużą torbę. Postawiła ją na ziemi i posłała nam ciepły uśmiech. Podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję. Zaśmiała się. Tęskniłam za nią. Stałyśmy ok. 2 minut przytulając się. Uśmiechnęła się i poszła przywitać się z resztą domowników, jeżeli można ich tak nazwać. Byłam szczęśliwa, przynajmniej na razie. Tatiana przyglądała mi się uważnie. Zastanawiało mnie gdzie jest Anebele, może jeszcze nie wróciła z biblioteki? Po chwili zastanawiania się gdzie może być Anabele postanowiłam się tym nie przejmować. Mama wdała się w rozmowę z Johnatanem i Izabele. Podeszłam do Willa, który bawił się sznurkami od czarnej bluzy. Szturchnęłam go w prawie ramię. Spojżał na mnie podejżliwie, poczym usmiechną się. 

-Wiesz może gdzie jest Anabele?- Zapytałam. Wypuścił sznurki z dłoni.

-Z tego co wiem to poszła do biblioteki, ale nigdy nie spędza tam tyle czasu. Pójdę jej poszukać- Oznajmił i ruszył schodami do góry. 

-Idę z tobą- oznajmiłam i weszłam na pierwszy stopień.

-Nie- Zakazał stanowczo. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego głosu- Nie możesz iść ze mną, to zbyt niebezpieczne. Pamiętaj że nie możesz opuszczać Instytutu. To na ciebie polują. Jeżeli wpadła byś w ich ręce, to nie wiadomo co by ci rzobili- Westchną i ruszył schodami. Wiedziałam że nie mogę wyjść z Instytutu, ale przezażała mnie myśl że Anabele mogło się coś stać. Poczułam lekką dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się. Napotkałam zmartwiony wzrok mamy. 

-Musimy porozmawiać- Odezwała się cicho i ruszyła schodami na górę. Wiedziałam o czym chciała porozmawiać. Wiedziałam że ta rozmowa będzie długa i przerażało mnie to. Nie wiedziałam wielu rzeczy.

Po kilku minutac byłyśmy już w moim pokoju. Mama usiadła na sofie, a ja na fotelu. Westchnęła głośno.

-Przepraszam że ci nic nie powiedziałam. Ja... bałam się że cię stracę. Tak cholernie się bałam. Teraz wiem, że to był ogromny błąd. Nie wiesz wielu rzeczy, o których chciała bym ci powiedzieć, ale się boję- Wstałam z fotela i usiadłam obok niej. Przytuliłam ją mocno. Z policzka spłynęła mi łza. Miałam ją przy sobie, to się liczyło. Została mi tylko ona, nie mogłam mieć do niej żalu. Kocham ją i będę kochać, bez względu na wszystko. 

-Nora.... ja co tydzień używałam ogromnej magi, aby powstrzymać twoją przemianę- Płakała głośno. Przytulałam ją nadal. Używała magi? Byłam zdolna wybaczyć jej wszystko, to też. Chciała mnie chronić, rozumiem ją. 

-Mamo, przestań płakać. Proszę- Objęłam ją mocno.

-Przepraszam cię- Wydukała cicho- Za wszystko- Dodała. Przytulałayśmy się do puki mama się nie uspokoiła. 

-Wyjaśnisz mi wszystko?- Zapytałam nadal nie wypuszczając jej z objęć. 

-Używałam potężnej magi, która jednocześnie chamowała twoją stopniową przemianę, ale także dodawała ci mocy. Nora... masz w sobie więcej mocy niż dziesięciu potężnych aniołów. Odziedziczyłaś ją po ojcu. Zostałaś wybrana. Wybrana przez Archaniołów- Ostatnie dwa zdania wypowiedziała cicho. Wybrana do czego? To jakiś rodzaj kary? 

-Wybrana?- Zapytałam zdziwiona. 

-Wybrana do zniszczenia Victora i uwolnienia świata spod jego władzy- O cholera Złapałam się za głowę. To nie możliwe. Dlaczego akurat ja?! ?!

-Co?- Zapytałam zszokowana. Cholera jasna. Nie dam sobie rady. To na pewno nie ja. To nie może być prawda. Jak oni to sobie wyobrażają? Kim ja jestem?! Przyjdzie jakaś dziewczynka, machnie ręką i już po sprawie? Napewno tą dziewczynką nie będę ja. Nie dam sobie rady, to pewne. Wstałamm i wyszłam z pokoju. Mama krzyczała za mną, nie zwracałam na nią uwagi. Muszę się stąd wydostać, i to jak najszybciej. To jakaś banda pieprzonych wariatów! Biegłam korytarzem do wyjścia z Instytutu. Chcę wrócić swojego normalnego życia. Chwyciłąm za klamkę od  ogromnych drzwi, popchnęłam je i wybiegłam z instytutu. Z moich policzków kapały łzy.  Wybiegłam przez bramę porośniętą pnączami i znalazłam się na żwirowej ścieżce. biegłam wzdłóż niej. Po obu stronach był gęsty las. Bałam się, ale biegłam dalej. Zatrzymałam się w momencie kiedy zobaczyłam w oddali cztery postacie idące wolnym krokiem w moją stronę. Ubrane w długie płaszcze go ziemi  i szerokie kaptury. Stałam jak w transie. Nie wiedziałam co robić. Cholera.... musiałam być taka głupia ?! Kurna... Will mówił żebym nie wychodziła z Instytutu. Znaleźli mnie, byłam tego pewna. Postacie zbliżały się coraz szybciej w moją stronę. Nie potrafiłam się ruszyć. Chciałam, ale coś przytwierdziło mnie do ziemi. Spojrzałam na swoje buty, były pokryte ciemną lepką mazią. Szrapałam się. 
-To na nic dziecinko- Usłyszałam zachrypnięty męski głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam ich. Stali na przeciwko mnie- Byłaś na tyle głupia żeby wyjść z Instytutu i praktycznie oddać się w nasze ręce?- Zapytał drwiąc ze mnie. Nadal się szarpałam. Jeden z nich podszedł do mnie i wymierzył mi cios w brzuch. Z jękiem upadłam na ziemię. Męszczyzna ukląk przy mnie i wbił mi w ramię strzykawkę z zielonym płynem w środku. Momentalnie zachciało mi się spać. Nie kontrolowałam tego i zamknęłam oczy. Chwilę później słyszłam tylko męski śmiech i dźwięk odpalanego samochodu. Później cisza. Odpłynęłam. 

Mat's POV
Poczułem lekkie wibracje w kieszeni od kurtki. Sięgnąłem po telefon i odebrałem.

-Stary. Mamy problem- odezwał się roztrzęsiony głos. Will. 

-Co się stało?- Zapytałem zdezorientowany. Przeczesałem włosy. Wujek spojrzał się na mnie podejżliwie. Jechaliśmy teraz do jego domu.

-Nora- Usłyszałem jej imię. Spanikowałem- Znaleźli ją. Wyszła z Instytutu- Po jasną cholerę ona stamtąd wychodziła. Wiedziała przecież o wszystkim.

-Miałeś jej pilnować! Czy o tak dużo cię prosiłem?!- Wydarłem się na niego. Wujek zjechał na pobocze i wyłączył silnik.

-Rozmawiała z matką, a ja byłem zajęty szukaniem twojej siostry!- Darł się. Wysiadłem z samochodu i ściągnąłem kurtkę. Wujek zrobił to samo. Chodziłem nerwowo po pobczu.

-Będę za godzinę. Powiadom wszystkich, niech będą gotowi- Rozłączyłem się i włożyłem telefon do kieszeni od spodni.

-Odstawię samochód do garażu i przylecę do Instytutu jak najszybciej- Oznajmił wujek. Skinąłem głową i pobiegłem za budynek starej fabryki zabawek. Przemienłem się i wzbiłem w powietrze. 

Godzinę później byłem już pod budynkiem Instytutu. Wszedłem do środka z hukiem zamykając drzwi za sobą. W korytarzu stali wszyscy. Uzbrojeni w miecze i ubrani w stroje bojowe.

-Idziemy- Zarządziłem. Nie chciałem patrzeć na Willa. Wyszedłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz